wtorek, 5 stycznia 2010

"Rozum mówi, że powinienem był umrzeć trzy lata temu..."

Nie pamiętam, kiedy usłyszałem ten cytat kątem ucha w TV.  Wydał mi się on idealnie pasujący do mojej sytuacji. Trzy lata mijają od dnia, od chwili, tego konkretnego momentu, kiedy to pod wpływem wysiłku usłyszałem swoje serce. STUK, stuk, STUK, stuk, STUK, stuk. W pierwszej chwili poczułem się tym zafascynowany, jednak po chwili dopadło mnie niesamowite zmęczenie, opadłem z sił. Tak się to wszystko zaczęło. Nie wyobrażałem sobie nawet jak to się skończy. 


Jednak lata trzy te były ciekawym doświadczeniem. Męczącym, wywołującym cierpienie, ale ważnym. Matka dobrze powiedziała, ukształtowało ono moją obecną osobowość. Jestem wyprany z emocji, wulgarny, nie liczący się z ludźmi spoza kręgu osób mi bliskich. Oglądam ostatnio serial "True Blood" i pod jego wpływem jestem w stanie całą tę sytuację rozpatrzyć na płaszczyźnie wampiryzmu. Ukąszenie (pierwsze objawy), przemiana (choroba, walka z nią), a w końcu wybudzenia się metr pod ziemią i pierwszy oddech w nowym, lepszym życiu i moim własnym świecie. Czy jednak nowy ja jest lepszy od tamtego Zbigniewa ? Mroczne były to czasy jeszcze niedawno. Teraz myślę bardziej przejrzyście, mojej głowy nie zajmują myśli o wzięciu leków 20 minut przed śniadaniem, pół godziny przed obiadem, o działaniu według harmonogramu. Nadal jednak, sam aspekt fizyczny uległ ogólnej poprawie, to samo z psychiką. 


Jestem jednak naznaczony. Posterydowe rozstępy, "zdobiące" moje górne partie ciała, przybierające różne odcienie beżu, w zależności od napięcia skóry, kilkunasto centymetrowa blizna po cięciu pionowym na brzuchu i w końcu kilku centymetrowy ślad po cięciu z prawej strony brzucha. Żaden z tych śladów nie zniknie. Jak bym się nie starał zapomnieć o ostatnich wydarzeniach, nie będę w stanie o tym zapomnieć. Lustro jest sprzymierzeńcem pamięci.


Zastanawia mnie stan po operacji. Mija się on z tym, co wszędzie czytałem. Jest tak, jak powinno byc praktycznie po roku co najmniej.  Odzyskuję sprawność fizyczną, zakres ruchów podstawowych, który przez pół roku został drastycznie przycięty. Staram się chyba ponad możliwości. Trenerzy na siłowni muszą mnie ciągle stopować przed bardziej wysiłkowymi ćwiczeniami. Sam fakt jednak, że nie leżę nafaszerowany środkami przeciwbólowymi, jest dla mnie takoż samo zaskakujący i zadowalający. Dzięki wprawnej ręce chirurga nie byłem sam w noc sylwestrową, co było da mnie bardzo ważnym krokiem w stronę ponownej integracji ze społeczeństwem, w szczególności moimi bliskimi. 


Co teraz jednak ? Czuję dziwny rodzaj udręki wynikający z faktu, że jak byłem, tak jestem sam. Pójdę do Krzyśka porozmawiać o najnowszych osiągnięciach wielkich branży IT, podjadę do Romka porozmawiać o wszystkim, pograć na konsoli i wymienić poglądy, pojadę po Jaszkina i udamy się razem na siłownię, Ulka wpadnie na film, Lewy mnie nawiedzi i uskutecznimy szybką partyjkę w Halo 3: ODST, co tydzień/dwa zrobimy w większym gronie jakąś butelkę alkoholu, o jakim stereotypowy student nawet nie marzy. Niemniej jednak mój charakter, moja specyfika, podpowiadają mi, że to co robię nie jest do końca dobre. Mam wielki plany odnośnie P R O J E K T U, jednak zakłócają one jeszcze bardziej widok na pozytywną przyszłość w sferze prywatnej. Poświęcenie na rzecz pracy ? Dobrze. Odniesienie sukcesu i spełnienie własnych marzeń ? Prawidłowo. Poprawa samopoczucia poprzez postęp w edukacji ? Pozytywna sprawa. Jednak dla kogo to wszystko ? 

Paluszki powinny być dwa, żeby pilot działał.


Wszyscy trąbią o kryzysie. Kryzysie finansowym, konsekwencją przekłucia ropnia, nabrzmiałego przez nadmierną konsumpcję i spekulacje. Media próbują nam wtłoczyć do świadomości, że jest źle, że powinniśmy oszczędzać, za wszelką cenę utrzymać obecną pracę, stworzyć nowy ład w światowym kapitalizmie. Jest pewna niedogodność tej sytuacji. Wszystko to dotyczy strefy czysto materialnej. Nic nie straciliśmy tak naprawdę w wyniku kryzysu. Po prostu wybuchła frustracja ludzi, którzy odkryli w sobie pustkę. Czy zamiast nakładać podatki na premie dla menadżerów, tworzenia ustaw antykryzysowych i pompowania miliardów jednostek walutowych, nie lepiej było by pomyśleć na reorganizacją priorytetów i popracować nad sobą ? Nie podoba mi się świat, w jakim żyję. Świat pusty, pełen zazdrości, zawiści i wyścigu szczurów. 


Chciałbym, żebyśmy osiągnęli poziom ucywilizowania pozwalający wprowadzenie ustroju socjalistycznego, utopii w której wszyscy są równi, pracują na wspólne dobro. Chciałbym się obudzić w świecie, gdzie dobro drugiego człowieka przedkłada się nad własne dobro materialne. Sam staram się urzeczywistniać wygłaszane przeze mnie poglądy, mimo brutalnego oporu codzienności. 


Chciałem podziękować przyjaciołom. "Przyjaciele" powinienem napisać z dużej litery, ze względu na ich zasługi, jednak byłoby to sprzeczne z polską gramatyką. Przyjaciele, w mojej osobistej hierarchii grupa osób pod wieloma względami traktowana na równi z rodziną, okazała mi bliskość i wsparcie, którego nie jestem w stanie odpłacić żadnym prezentem, butelką alkoholu czy słowem mówionym. Zgodnie z poglądem Marka Szczepkowskiego, lekarza będącego na szczycie mojej toplisty pracowników służby zdrowia, najlepszym prezentem wyrażającym podziękowanie po wydarzeniach takich, jak moje, jest po prostu zdrowienie i najzwyklejsze w świecie "dziękuję". Dlatego chciałem Wam powiedzieć to, co zamierzam powiedzieć ludziom, którzy mieli w rękach moje życie: dziękuję, jestem już zdrowy. Mam nadzieję, że tym samym zostawiam za sobą zmęczenie, cierpienie, wymieniając je na szczęście, choćby pozorne. Teraz powinno już być lepiej...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz