Na samym początku chciałbym zakomunikować chęć regularnego pisania, informowania na tym blogu. Staram się też stworzyć tu coś więcej, niż pamiętnik "przyszłem, wziełem, poszłem". Ma to być dla ludzi przestroga, a także swego rodzaju środek poprawy sobie humoru ("haha, a ja mam lepiej"). Tyle tytułem wstępu.
Jak ostatnio, będzie we wstępie o sercu. Nie ma już łomotu, jest miarowe bicie. Zauważyłem, że uczucie bicia serca jest czymś niesamowitym. Miarowe, klarowne skurcze są odczuwalne przez klatkę piersiową. Dawno takiego czegoś u siebie nie słyszałem. Tak jak tętno mówi nam co nieco o stanie człowieka, jego temperatura też daje niejako rozeznanie o jego stanie emocjonalnym chociażby. Podczas poważnych rozmów serce szybciej bije, a nam robi się gorąco, duszno. Czego jednak oznaką jest spadek temperatury podczas takiej rozmowy ? Braku emocji ? Jeżeli tak, to zgodnie z opisem możemy mieć do czynienia z psychopatą. Ciekawe...
Czego spodziewa się wampir, który decyduje się na ujawnienie ? Wychodzi z mroku tajemnicy, odkrywa wszystkie swoje karty. Z pewnością szuka zrozumienia, akceptacji, co jednak się dzieje w sytuacji, gdy próbuje nawiązać bliższą relację z człowiekiem ? Na tę chwilę jest to jeszcze niemożliwe. Dlaczego w ogóle zdecydował się na ujawnienie ? Myślę, że oczekiwał legalizacji swoich pragnień, swego pragnienia krwi. Po co uprawiać cały ten teatrzyk kukłowy, skoro można wyjść do ludzi znaleźć sobie swojego człowieka ? No, ale człowiek jest istotą tak randomową, jak i podatną na wpływ każdego istniejącego czynnika.
Pamiętam okres w moim życiu, kiedy to alkohol był kewl, był narzędziem używanym do wydobycia z siebie największych szumowin. Jednak to się zmieniło od tamtego czasu. Przez całkiem długi okres, w którym zarządziła abstynencja, do teraz - moje podejście do alkoholu uległo zmianie. Piwo, gorzki napój gazowany - szybkie łyki=szybki rausz i boląca głowa, dobre na krótki wypad do kumpla/sąsiada. Jeżeli o wódkę chodzi, to kiedyś byłem przekonany, że każda smakuje tak samo. Po sobotniej imprezie już tak nie uważam. Jeżeli zaczyna się od Smirnoffa Black, a kończy Wyborowej, Żubrówce i w końcu na jakiejś cytrynówce, to nigdy się nie kończy dobrze. Jednak pijąc dobrą wódkę, z umiarem i ponad wszystko - mając dobry klimat do rozmowy - można wpaść na bardzo dobre pomysły i prowadzić niejałową dyskusję w nieskończoność. O whiskey mówi się, że jest to wódka ze szczura. Ma to tyle samo procent, co ten trunek, jednak ja je rozróżniam na tym tle. Na poprzedniej imprezie, jak i na sylwestra, poszliśmy w tę stronę pijaństwa. Tak jak do stanu, w którym lekko włóczę nogami i bliżej badam ściany potrzebuję kilka kieliszków wódki, tak wtedy wystarczyło trochę Black Labela w szklance, tak rozsądna ilość do delektowania się, wypita jednym haustem i doprawiona jednym Malboro Lightem.
Nawiązując do wątku papierosów. Wiem, że palę coraz więcej, że niektórzy prawie zawsze widzą mnie z papierosem, jednak muszę wszem i wobec oświadczyć, że nie jestem nałogowcem. To, wg jakiego systemu teraz kopcę, ma dwa źródła. Pierwsze tło historyczne jest tradycyjne, wręcz podręcznikowe - chodziło się do pubu, to musiało się zapalić, c'nie ? Drugą płaszczyzną historii jest choroba i maniakalna wręcz chęć jej wyleczenia. Przeczytałem gdzieś kiedyś i co jakiś czas pojawiały się sygnały, że papierosy pomagają zapanować nad chorobą. Co z tego, że to zwalczanie ognia ogniem. Dla mnie ważne było zaleczenia. Momentami czułem się lepiej, potwierdzała to praktyka. Papierosami jednak nie można zniszczyć guza wielkości główki kapusty.
Wczoraj byłem na wizycie kontrolnej u dr Kobusa. Wręczyłem jemu i pielęgniarce kwiaty. Kiedyś wręczało się alkohol i dużo innych dóbr, lecz nagonka, jaką zaserwowały nam dwa lata rządów PiS zmieniły trendy. Lekarz po prostu nie przyjmie prezentu, żeby nie być posądzonym o korupcję. Ale kwiatek ? Trudno przypuszczać, że takie coś zyska mi specjalne przywileje ;) Nieprzypadkowo mówię o tym lekarzu. Jest to o tyle ciekawe, że wydaje się on być szczególnie mocno zaangażowany w mój przypadek. Pamiętam go jeszcze z czasu przed operacją. Po którymś z kolei badaniu endoskopowym przyszedł przedstawić mi scenariusz leczenia chirurgicznego. To był początek nawiązania jakiejś specjalnej więzi, jakiej obecność odczuwam. On widział mnie w tragicznym stanie, widział złe rokowania, widział moją rozpacz. Kiedy przyszedłem kilka miesięcy później zameldować się na oddziale do operacji spotkałem, a raczej zobaczyłem go na korytarzu. Pamiętał mnie. Mówi się, że chirurdzy są bezduszni, nie okazują emocji, jednak kiedy rozmawiamy, to rawie zawsze okazuje dwie emocje: współczucie i zadowolenie. Jedno z powodu przeszłości, drugie z powodu tego co jest i będzie. Dr Adam Kobus jest moim niekwestionowanym wzorem. Człowiek uprzejmy, odpowiedzialny, jednocześnie ludzki, nie mający w sobie tej hipokryzji obecnej u wielu lekarzy, którzy mówią: "nie pij, bo zginiesz", "nie pij, bo trzeba będzie wymienić wątrobę", jednocześnie samemu naginając te zasady dla spełnienia własnych pragnień i nasycenia nałogów. On sobie zasłużył na ten bukiecik. Chciałbym mieć takiego przyjaciela. Człowieka zaangażowanego w rozwój medycyny. Niestety, trudno o takich ludzi. Pjona, Adam !
Chciałbym stworzyć dzieło, które będzie rozpamiętywane. Czy to zbiór wierszy, czy jakaś inicjatywa, która zapisze się w historii kraju lub jakiejś branży, może utwór muzyczny na miarę "Stariway to Heaven" ? Jednak czy jest to możliwe bez wykształcenia w tym kierunku. Czy człowiek, który nie zna zasad tworzenia muzyki, opierając się tylko na instynkcie i siedzącej w nim potrzebie zestrojenia swoich myśli z instrumentem może stworzyć coś, co się ogółowi ? Wierzę, że tak. Chciałbym, żeby było tak. Tu chodzi o sztukę dla sztuki, nie bogactwo. Może kiedyś, siedząc z gitarą, wśród ludzi, zabrzmią te nieziemskie dźwięki, ta kombinacja wysokich i niskich dźwięków, zakodowanych w na pozór chaotyczny, ale wywodzący się ze mnie ciąg, który przez te lata chciałem usłyszeć ja i inni. I będę wtedy sobą...
Na zakończenie tego wpisu, średniego, jeżeli o jego poziom chodzi, bowiem pisanego w pracy, chciałbym pogratulować i podziękować premierowi naszej Rzeczypospolitej. Decyzja tyleż odważna, co zaskakująca. Wszyscy od miesięcy, wręcz lat obstawiali, z kim o ile procent wygra w wyborach. Ale człowiek ten postanowił nie przedkładać chęci zapisania się w historii państwa na ambicje naprawy i ulepszania państwa. Nie łudzę się, że ta decyzja zmieni Polskę. Jednak zastanówmy się - czy w obecnej sytuacji chcielibyśmy zmiany i prezydenta i premiera ? Donald Tusk jest doskonałym premierem, szanowanym na scenie międzynarodowej. I niech tak zostanie. Mój osobisty nr jeden wśród kandydatów ze środowiska PO to Radosław Sikorski. Kto zna jego sylwetkę, ten powinien mi przytaknąć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz